1 stycznia 1923 roku zgodnie z rozporządzeniem Rady Ministrów z ubiegłego roku Szczekociny rozpoczęły miejski byt, a szczekocińska Straż Ogniowa Ochotnicza została przepisana do wykazu jednostek miejskich.
W wyborach do władz miasta, które odbyły się w kwietniu 1923 rok startowało wielu aktywnych działaczy strażackich. W Zarządzie Miasta jako burmistrz znalazł się były komendant Jan Rak, a jako ławnik Władysław Maszczyński. Do Rady Miasta dostali się jeszcze: ówczesny naczelnik straży Władysław Michalczyk oraz Władysław Marzec, odpowiedzialny wtedy w zarządzie za Strażacką Kasę Zapomogową.
Odpowiednie zaplecze w Zarządzie Miasta było dla działalności straży dużym wsparciem. Również władze powiatowe włoszczowskie starały się wspomagać. Nie tylko zatrudniając powiatowego instruktora straży ogniowych, ale również nadal udostępniając szczekocińskiej straży salę w „Oberży”. Bo ta została w 1925 roku odkupiona od rodziny Halpertów przez Włoszczowski Powiatowy Związek Samorządowy. Z czasem Straż Ogniowa Ochotnicza, poza główną salą, zajęła również pomieszczenia w podwórzu – przerobione na garaże dawne stajnie.
Cały czas strażacy dysponowali posesją przy ulicy Krakowskiej, przed Starym Cmentarzem. Tam znajdowała się dawna remiza – drewniana szopa na narzędzia ogniowe. Remizę rozebrano, ale zrealizowano zaplanowaną od dawna budowę wspinalni. Była to trzypiętrowa budowla do nauki i doskonalenia wspinania się przy użyciu drabin hakowych. Plac zabudowany był wieloma przyrządami do ćwiczeń w pokonywaniu przeszkód, służył nie tylko szczekocinianom. W latach międzywojennych ćwiczyły tutaj jednostki z Rokitna i Goleniów. Był też miejscem rozgrywania zawodów.
Niewiele możemy powiedzieć o ówczesnym wyposażeniu jednostki. Z zachowanych fotografii i wspomnień, które są przy okazji kolejnych rocznic przytaczane, wiemy, że nadal używano ręcznych sikawek na konnych wozach i beczek na dwu, lub czterokołowych wózkach. Powszechnie używano tez przenośnych drabin rozstawnych i bosaków. Każdy strażak czynny podpisując deklarację otrzymywał: kask, toporek i pas parciany, czasami bluzę mundurową. W wielu przypadkach taką bluzę część druhów szyło na miarę, za własne środki.
Przełom w usprzętowieniu nastąpił na początku lat trzydziestych. Najpierw zakupiono motopompę spalinową. Wożono ją do pożarów, jak wcześniej sikawki ręczne – na wozie konnym. Ale w 1934 roku pojawił się w pierwszy samochód. Wspomina się, że inicjatorem zakupu motopompy i zamontowania jej na podwoziu samochodowym był wieloletni gospodarz Ludwik Wąchalski. Niestety niewiele wiemy na temat tej szczekocińskiej oryginalnej konstrukcji.
Z zachowanych fotografii wiemy natomiast, że wtedy stworzono drużynę żeńską. Dziewczęta sfotografowały się przy samochodzie strażackim, bardzo prawdopodobne, że to dzieło Ludwika Wąchalskiego.
Nieprzerwanie działała orkiestra strażacka nadal prowadzona przez kapelmistrza Ludwika Żalińskiego. Dość liczne, zachowane do dziś fotografie, przedstawiają strażaków i orkiestrę podczas miejskich i kościelnych uroczystości, najczęściej na Rynku pod pomnikiem Naczelnika Kościuszki. Pod koniec lat dwudziestych uczestniczyli m.in. w wielkiej uroczystości założenia Grobu Nieznanego Żołnierza na przykościelnym placu w Szczekocinach, oraz uroczystości poświęcenia sztandaru koła Związku Inwalidów Wojennych. Corocznie strzegli grobu wielkanocnego, uczestniczyli w asyście procesji Bożego Ciała, a po śmierci Marszałka Piłsudskiego zaciągali warty w rocznice jego śmierci pod płytą jemu poświęconą. Orkiestra występowała na zabawach ludowych.
Dbając o wyszkolenie, strażacy chętnie uczestniczyli w organizowanych przez inspektora powiatowego szkoleniach. Sami tez je organizowali. Szkolenie dla strażaków z południowych gmin powiatu włoszczowskiego odbyło się w Szczekocinach w dniach 11-13 maja 1933 roku.
W 1931 roku obchodzono jubileusz trzydziestolecia. Najaktywniejszych odznaczano. Informacja o tym ukazała się w „Życiu Strażackim” z dnia 25 lipca. Równolatkami Straży Ogniowej Ochotniczej w Szczekocinach byli druhowie Jan Nowacki i Jabłoński (niestety nie podano imienia). Otrzymali medale za trzydziestoletnią służbę, ale byli jeszcze czynni. Nowacki pełnił nawet funkcję dowódcy oddziału. Wśród odznaczonych za 25 letnią służbę byli: kapelmistrz Ludwik Żaliński, d-cy oddziałów Jan Pasierbiński i Teofil Orliński, plutonowy Marceli Lech oraz szeregowiec Walery Fortunka. Za 20 lat służby wyróżniono: zastępcę naczelnika Leona Pasierbińskiego i szeregowców Antoniego Gątkowskiego i Stanisława Hermanowicza, a za 15 lat plutonowego Józefa Nowaka i szeregowca Józefa Drożdżarskiego. Ówczesny naczelnik Stanisław Bekier i sekretarz zarządu Bronisław Robak otrzymali medale za 10 lat służby. Podobnie: były naczelnik Władysław Michalczyk, sekcyjny Jan Garczyński, d-ca oddziału Jan Staszewski i szeregowcy: Teofil Ligorowski, Władysław Gierczycki i Roman Strzelecki.
Szczekocińskie społeczeństwo w dowód uznania za ofiarność strażaków ufundowało w 1934 roku sztandar, a Wiktor Chruzik – właściciel piekarni i jednocześnie do 1934 roku burmistrz Szczekocin, ofiarował paradny hełm.
Niestety, brak źródeł uniemożliwia dokładne odtworzenie struktury jednostki i wybieranych przez te lata władz. Niemniej jednak wiemy, ze funkcję prezesa do 1932 roku pełnił Wiktor Chruzik – właściciel piekarni i jednocześnie burmistrz miasta w latach 1927-1934. Zastąpił go właściciel apteki Władysław Marzec. Wiemy, że na początku lat trzydziestych funkcję adiutanta pełnił nauczyciel szkoły powszechnej Antoni Wierzbowski. To on od 1 stycznia 1934 roku zastąpił Stanisława Bekiera na stanowisku naczelnika.
Członkowie szczekocińskiej straży ogniowej udzielali się również w Oddziale Powiatowym Związku Straży Pożarnych R.P. Władysław Marzec był tam wiceprezesem, a Antoni Wierzbowskim sędzią konkursów strażackich na okręg kielecki.
Szczekocińska straż, z dość nowoczesnym sprzętem, wzorową organizacją i rzeszą nieźle wyszkolonych druhów dawała gwarancję skutecznej walki z plagą pożarów. Niektóre akcje pozostały do dzisiaj w pamięci Szczekocinian. Wielkim wyzwaniem był ogromny pożar szczekocińskiego rynku w 1930 roku. 23 lipca, w samym środku lata, w domu niejakiego Lencznera, z powodu wadliwego komina doszło do zapalenia. W efekcie spłonęło 10 domów a poparzeniu uległy dwie osoby. Straty wyniosły ok. 100 tyś. zł. Pożar był tak poważny, że już następnego dnia, w krakowskim Ilustrowanym Kurierze Codziennym, ukazała się informacja o tym wydarzeniu.
Kolejny, jeszcze większy pożar wybuchł 15 maja 1932 roku w niedzielę – pierwszy dzień Zielonych Świątek. Kilka dni później „Kurier Warszawski” poinformował, że spłonęło 60 gospodarstw i 100 rodzin zostało bez dachu nad głowa i środków do życia. Straty oszacowano na 200 tyś. zł. Niestety, nie podano, który rejon miasta spłonął.
Szczekocińscy strażacy wzywani byli często do okolicznych miejscowości. „Życie Strażackie” w 1931 roku opisywało akcję 13 jednostek, wśród których była też szczekocińska, gaszących pożar w Pradłach. 8 lipca spłonęła większa część wsi; 25 budynków i 23 stodoły. Wartość strat oszacowano na 159 tyś. zł. Rok później „Gazeta Tygodniowa” pisała o wielkim pożarze zabudowań folwarcznych w Siedliskach. Tutaj nieostrożność służby doprowadziła do strat w wysokości 100 tyś. zł.
O zasługach szczekocińskiej straży świadczą odznaczenia przyznane przez Zarząd Główny Związku Straży Pożarnych R.P. w latach 1937-39 działaczom ze Szczekocin. M.in. Władysław Marzec otrzymał Złoty Medal Zasługi, Antoni Wierzbowski Srebrny, a druhowie: Jan Fabiański, Teofil Orliński i Jan Staszewski Brązowe. O odznaczeniach informowało „Życie Strażackie” z kwietnia 1939 roku.
W tym samym wydaniu „Życia Strażackiego” redakcja zamieściła apele do druhów strażaków o mobilizację i zwarcie szeregów na rzecz obronności kraju. Był kwiecień 1939 roku, nieopodal granic Rzeczpospolitej Niemcy zaczęli zmieniać mapę Europy. Wojna wydawała się nie do uniknięcia, a wraz z nią zbliżał się czas szczególnej próby dla strażackiej braci.