W bieżącym roku szczekocińscy strażacy świętować będą kolejną już, 120 rocznicę zorganizowanej działalności. Warto, więc przypomnieć pokrótce, dzieje ochrony przeciwpożarowej w naszym mieście.
Problem pożarów towarzyszył obywatelom Szczekocin od zawsze. Choć mieli status mieszczan, to ich domy i zabudowania gospodarcze budowane były najczęściej z drewna, tak mało na ogień odpornego.
Analizując archiwalne dokumenty miejskie Szczekocin dochodzimy do wniosku, że dbałość o organizację ochrony przeciwpożarowej rozpoczęła się już na początku wieku XIX. W czasach Księstwa Warszawskiego zaczęto wprowadzać powszechny obowiązek ubezpieczania budynków w miastach. Te działania kontynuowano po Kongresie Wiedeńskim, w Królestwie Polskim, przez cały okres zaborów.
Ściąganie składek ubezpieczeniowych odbywało się w trybie administracyjnym, zbierał je burmistrz miasta i przekazywał do utworzonego w 1816 roku Ogólnego Towarzystwa Ogniowego. Kwota składek nie była mała. Np. w budżecie miasta Szczekociny w roku 1823 na ubezpieczenie pożarowe zebrano kwotę 595 złotych polskich a podymnego, czyli ówczesnego podatku od nieruchomości tylko 498 złp.
Jednocześnie ustawy obowiązujące od 1815 roku zobowiązywały władze do utrzymywania w miastach tzw. narzędzi ogniowych. Opór społeczeństwa wobec konieczności ponoszenia opłat na ochronę pożarową był powszechny. Władze gubernialne cały czas słały pisma z ponagleniami. Źle wyglądała również sprawa narzędzi ogniowych. Było ich za mało, były przechowywane niedbale i w złych warunkach.
Nie inaczej było w Szczekocinach.
Od 1826 roku komisarz obwodu olkuskiego, napominał burmistrza miasta i nakazywał ogłoszenie przetargu na budowę studni miejskiej oraz szopy na narzędzia ogniowe i areszt policyjny Prawdopodobnie miało to być jedno pomieszczenie służące obu celom. Adam Nielepiec sprawujący wówczas urząd burmistrza policji miasta Szczekociny, aż do 1830 roku, w wielu pismach tłumaczył zwłokę w realizacji zadań. Głównie tym, że ówczesna właścicielka miasta Barbara Czacka odmawiała współfinansowania przedsięwzięcia. Jej matka, Urszula Dembińska jeszcze w 1819 roku zakupiła dla miasta jedną sikawkę wężową, sprzęt, jak na owe czasy bardzo nowoczesny.
W 1830 roku odbyła się licytacja-przetarg na budowę pomieszczenia na narzędzia ogniowe, pierwszej szczekocińskiej remizy. Zawarto kontrakt z Janem Żmudą, Mateuszem Żmudą i Franciszkiem Rychterem. Bracia Żmudowie byli cieślami, Rychter murarzem. Budynek powstał w 1831 roku. Niestety nie wiemy, ani gdzie go wybudowano, ani jak wyglądał.
W corocznych spisach inwentarzowych magistratu szczekocińskiego zaczyna się pojawiać sprzęt przeciwpożarowy, zwany jak wcześniej wspomniałem narzędziami ogniowymi. Były to: m.in. bosaki, wiadra skórzane, beczki małe na wózkach, stągwie na wózkach konnych i sikawki wężowe przenośne. W 1860 roku pojawia się sikawka na czterokołowym wozie konnym.
Z początkiem XX wieku rozpoczął się społeczny proces powoływania do życia ochotniczych formacji przeciwpożarowych.
W Szczekocinach, jak pisze dr Robert Ślęzak w książce „Dekanat Włoszczowski (1867-1918)” urzędowej rejestracji jednostki straży ogniowej ochotniczej dokonano już w 1900 roku. Jej działalność rozpoczęła się rok później.
Dysponujemy trzema źródłami z pierwszego roku działania szczekocińskiej straży ochotniczej ogniowej. Są to relacje z ówczesnej prasy: „Gazety Kieleckiej” z 16 czerwca i 7 sierpnia 1901 roku oraz „Kuriera Warszawskiego” z 10 sierpnia 1901 roku.
Z „Gazety Kieleckiej” z 16 czerwca dowiadujemy się, że wybrane przez członków założycieli władze szczekocińskiej straży ogniowej uzyskały zatwierdzenie gubernatora kieleckiego. Wszelkie formalności zostały dopełnione, na oficjalnych uroczystościach inauguracyjnych strażacy wystąpili z kompletnymi władzami, podzieleni na drużyny i umundurowani. 28 lipca ks. Jan Marszałek, wikariusz szczekociński i jednocześnie skarbnik nowego stowarzyszenia odprawił mszę wotywną, do strażaków przemówił proboszcz ks. kanonik Tomasz Włodek. Informacje o tych uroczystościach ukazały się w prasie warszawskiej i kieleckiej; „Gazecie Kieleckiej” z 7 sierpnia i „Kurierze Warszawskim” z 10 sierpnia.
W artykułach, których wycinki załączam znajdujemy nazwiska ofiarodawców, których darowizny pozwoliły umundurować i uposażyć w potrzebne rekwizyty 120 strażaków. Wśród nich najhojniejszym okazał się miejscowy kominiarz [Szymon] Witkowski.
Strażacy świętowali pod przewodnictwem zarządu: Romualda Marsa, dra Józefa Saneckiego i komisarza Dymitra Zajczenki, który przedstawiony jest jako pierwszy prezes. Skarbnikiem był ks. Jan Marszałek. Jako naczelnika obie gazety wymieniają Ireneusza Fabjańskiego. Jego zastępcą i pomocnikiem był Stanisław Gładysz.